środa, 23 lipca 2014

2. Nowa Przyjaźń

Cześć!
Przepraszam, że jeszcze nie ma nagłówka, ale jestem w trakcie tworzenia. Dzisiejszy rozdział krótki, ale ja takie piszę, aby zostawić niedosyt (pozdrowienia dla Y.)
A więc już zaczynam!

***

Obudziłam się po rano, wypoczęta i radosna. Jakie to łóżko było wygodne! Przebrałam się w dżinsy i biały T-shirt na ramiączkach. Nie miałam jeszcze mundurka, niestety wszystkie były na mnie za krótkie lub wyglądałam w nich, jakbym się topiła. Niestety, taki los wielkoluda, którym niestety jestem, bowiem mam 178 cm wzrostu, a tutejsze dziewczyny są małe i drobne. Wyszłam z sypialni mając nadzieję, że nie zastanie tam nikogo. Myliłam się. Była tam Pansy, wpatrzona w Dracona, Dafne która robiła coś z paznokciami, Draco, Zabini i Goyle, którzy o czymś dyskutowali. Westchnęłam.
- Wreszcie nasza nowa księżniczka Slytherinu raczyła wystawić uszy spoza swojego pokoju - uśmiechnął się złośliwie Blaise, na co Draco wybuchnął niepochamowanym śmiechem. Jednak nie są tacy mili - pomyślałam. Ech, wcale nie. Jestem przewrażliwiona, dlatego. Wydawało mi się, że przed chwilą rozmawiali na mój temat, bo patrzyli na mnie ciekawskim wzrokiem. Nie chciałam o to pytać. Mimo, że byłam córką kogoś takiego jak Voldemort, wolałam nie zaczynać sprzeczki. Niby nie byłam cichą i nieśmiałą dziewczyną, ale nie chciałam sprawiać kłopotów.
- Nie każdy ma nałóg brania eliksiru energii, Diable - mruknęłam, lecz na tyle głośno aby usłyszał. Spojrzał na mnie zdziwiony i wytrzeszczył swe oczy.
- Skąd o tym wiesz? Nie mówiłem o tym przecież... - powiedział niepewnie Blaise.  Co mam mu powiedzieć, że z nieznanych powodów wiem, że to bierze i tyle? Że czuję to? Jeszcze by coś nagadał nauczycielom i zrobiłby się z tego wielki bajzel.
- No bo... wszyscy to biorą. Chyba- odparłam, uśmiechając się i błagając w myślach aby skończył temat. Na szczęście za chwilę miało być śniadanie, więc w piątkę poszliśmy do Wielkiej Sali.  Gdy weszliśmy, panował gwar i wszyscy krzyczeli, lecz gdy tylko zauważyli uczniów Slytherinu lekko ucichli. Zaśmiałam się gorzko.
- Drodzy koledzy... i koleżanki. Nie tak łatwo mnie przekonać, że jesteście cokolwiek  warci. Sama wybieram sobie przyjaciół, więc lepiej nie róbcie maślanych oczu, bo wkurza mnie to niesamowicie, a jak wiecie, ja nie będę się hamowała!- Wyraziłam się jasno, na co wszyscy jeszcze bardziej się na mnie gapili, a najbardziej chyba Draco i Blaise, którzy byli bardzo zdziwieni moją ostrą reakcją. Chyba myśleli, że jestem jedną z tych dziewczyn które są skryte, nieśmiałe i zaraz będą się chować za ich  plecami? Niedoczekanie.
- No co? - spytałam już nieco ciszej, na co wzruszyli ramionami, a ja pokręciłam głową. Jednak Slytherin nie zawsze jest taki pewny i mądry jak sie wszystkim wydaje.  Było mi trochę głupio, że tak na nich nawrzeszczałam, ale przynajmniej teraz, gdy zauważyłam, że ktoś na  mnie patrzy, od razu odwracał wzrok. Czułam się nieswojo, ale przecież sama tego chciałam. Po śniadaniu przyszła kolej na moją pierwszą lekcję eliksirów, którą miałam z Severusem Snape'em. To on wyciągnął mnie z twierdzy Czarnego Pana. Dzięki pelerynie niewidce wydostaliśmy się na zewnątrz i polecieliśmy do Hogwartu. Ucieczka nie była ciężka, bowiem Voldemort o wszystkim wiedział, więc specjalnie kazał strażnikom odpocząć, przez co łatwiej wyszliśmy. Rozmyślałam o tym gdy stałam pod salą od eliksirów. Podszedł do mnie Draco z tym jego wspaniałym uśmiechem. Już mnie od tego mdliło, ale nic nie powiedziałam.
- Słuchaj... usiądziesz ze mną na eliksirach, prawda? Wiesz jak ze mną usiądziesz, dostaniesz lepsze oceny bo Snape to mój chrzestny- mrugnął do mnie, a ja się zaśmiałam.
- Myślisz, że usiądę z tobą tylko po to, żeby mieć dobre oceny? No błagam, jestem świetna z Eliksirów. Nie musisz robić mi łaski - odparłam zła. Uważał, że ja jestem gorsza, bo byłam córką Toma? Myśli że nie uczyłam się eliksirów od najmłodszych lat? W wieku 13 znałam już ponad połowę, teraz prawie wszystkie. Odwróciłam się od niego i weszłam do klasy. Usiadłam w pierwszej ławce. Zastawiłam plecakiem drugie krzesło, aby nie usiadł tam Draco. A gdy wszedł Diabeł, od razu zawołałam go i kazałam mu usiąść koło siebie. Zgodził się, za to jego przyjaciel był czerwony od złości. Kiedy Blaise na niego spojrzał, wzruszył ramionami i odwrócił się do mnie. A ja zadowolona ze swojego sąsiada, rozkoszowałam się luźną, jak dla mnie lekcją.
I tak toczyły się kolejne dni, aż minęły dwa tygodnie. Przez te 14 dni, zaprzyjaźniłam się z Blaisem, za to z Draco zupełnie się nie dogadywałam. Wciąż był napastliwy i za wszelką cenę chciał wszędzie być ze mną. A mi wystarczało towarzystwo Dafne i Astorii. Uważano nas za "Elitę Slytherinu", lecz mi to bardzo odpowiadało. Wszyscy chcieli nam odrabiać lekcje, zajmować miejsca w Sali. Miłe z ich strony. Ludzie nie patrzyli na mnie jak na obcą, tylko jak "niezwykłą" uczennicę, bowiem moje popisy magii stanowiły małą rozrywkę, odskocznię od rutyny szkolnej. Wyczarowywałam różne ptaki, fajerwerki, zawsze coś innego. A nauczyciele traktowali mnie jakbym nie istniała. Gdy coś zbroiłam dostawałam tylko ustną naganę. Nigdy nie zostałam po lekcjach, nigdy nie odjęli przeze mnie punktu Slytherinowi. Dziwne.  Ale nie zadręczałam się tym, ponieważ dzisiaj jest mecz Quidditcha! Bardzo się z tego powodu cieszymy i przygotowaliśmy transparenty, szaliki z logiem Slytherinu. O godzinie trzynastej rozpoczął się mecz. W kilka minut Slytherin zdobył 50 punktów, a Gryffindor jedynie 20. Cieszyliśmy się niezmiernie! Pod koniec wynik był następujący: 230 dla Slytherinu, 70 dla Gryffindoru. Po skończonym meczu, cały Slytherin niósł Dracona oraz Blaise'a do dormitorium. Wieczorem miała odbyć się impreza, a ja z Astorią miałyśmy zająć się zaproszeniami. Jako, że miałam jakiś talent plastyczny, zrobiłam zielone zaproszenia. Dafne sporządziła listę zaproszonych, było około 55 osób. Wraz z Astorią, biegałyśmy po całym Hogwarcie, aby wręczyć zaproszenia. Byłyśmy po tym wykończone, dlatego położyłam się, aby sie zdrzemnąć. Obudziłam się półtorej godziny przed imprezą. Poszłam pod prysznic, a następnie poszłam do szafy aby znaleźć coś na tą okazję. Po długich poszukiwaniach, zdecydowałam się na ciemnozieloną sukienkę bez ramiączek. Na nogi założyłam 5-centymetrowe szpilki. Do tego rozpuściłam włosy oraz zrobiłam lekki makijaż. Byłam gotowa. W samą porę, bo właśnie zaczęli schodzić się goście. Gdy wyszłam od razu podleciał do mnie Blaise aby podać mi drinka.
- Niezwykły drink dla niezwykłej dziewczyny- odparł i pocałował mnie w policzek, a ja się zarumieniłam. Nigdy mi się to nie zdarzyło. Byłam zdziwiona. Chyba Blaise na mnie tak działał. Nie! Nie mogę! On nie może mi namieszać w misji - pomyślałam z przerażeniem.
- Coś się stało? Za mocny drink?- zapytał się zaniepokojony Blaise. Pokręciłam przecząco głową, a on oznajmił, że musi iść do gości. Ja sama usiadłam na kanapie, a zaraz do mnie dosiadły się moje dwie przyjaciółki. Gadałyśmy i obgadywałyśmy dziewczyny, które wystroiły się na tę okazję jak na bal i zaczepiały chłopców. Było nam ich żal, bo wiedziałyśmy, że będą dziewczynami na jeden raz. Gdy była już późna godzina, podszedł do mnie Diabeł i zapytał czy zgodzę się na taniec. Przytaknęłam i po chwili już tańczyłam z chłopakiem. Było bardzo miło i czułam lekki skręt w żołądku. Po kilku szybszych piosenkach, zaczęły się ballady. Tańczyłam wolnego z Blaise'em. Przytuliłam się do niego i położyłam mu głowę na ramieniu. Było tak słodko, a gdy spojrzałam na Astorię, pokazała mi dwa kciuki w górę, a ja uśmiechnęłam się. Następnie Blaise wziął mnie za rękę i poprowadził do małego, ciemnego korytarza.
- Wiesz... Annabell, od dłuższego czasu przyjaźnimy się, no i nie chcę tego zepsuć, ale nie wytrzymam jeśli się nie spytam - powiedział Blaise, a ja uśmiechnęłam się lekko.
- No, to pytaj- mruknęłam.
- Czy poszłabyś ze mną na Bal Zimowy?

niedziela, 20 lipca 2014

1. Annabel...

Witam!
Na wstępie chciałam powiedzieć, że mam już własną korektorkę którą jest Agnieszka, która zgłosiła się do mnie w prywatnej wiadomości. A teraz nie przedłużając, rozdział.

***
 Zupełnie nie miałam ochoty tam wchodzić i być w tym miejscu. Te wielkie mury, pełno korytarzy i wieżyczki... nie były w moim stylu. Nie było tutaj nawet jakiekolwiek kontaktu z prawdziwym światem, a szczególnie z moim ojcem. Wolałam nowoczesność, a nie średniowiecze. Stałam teraz przed wielkimi zardzewiałymi drzwiami, które prowadziły do Wielkiej Sali w Hogwarcie. Znajdowałam się tam, bowiem miałam do spełnienia tajną misję, więc nie mogłam o tym nikomu mówić. Czarny Pan wie wszystko i gdyby się o tym dowiedział byłoby źle. Mimo, że to mój ojciec dziwię się, czemu jest taki zły. Nie mam po nim nic, ani z wyglądu, ani z charakteru. Jestem jasną blondynką ze śnieżnobiałą cerą, która nie zgadza się na żadne opalanie. Do tego duże, karmelowe oczy, które przyciągały wszystkich Śmierciożerców.  Wszyscy sługowie Pana, po prostu pożerali mnie wzrokiem, bowiem byłam z nielicznych dziewczyn.  A co do moich kształtów nie były one takie złe. Odziedziczyłam to po mamie, jak także charakter.  A ja to miałam charakterek. Byłam otwartą na nowe znajomości, odważną i miejącą swoje zdanie dziewczyną. Nie lubiałam nieśmiałych i skrytych osób, uważałam ich za tchórzy. Takimi osobami byli mugole, a za nimi nie przepadałam. Tolerowałam tylko czystą krew oraz półkrew. Nie rozumiałam, jak szlamy mogą się tutaj dostać, było tutaj za dużo tolerancji. Ja byłam czysta i miałam szczerą nadzieję trafić do Slytherinu. Powinnam wyjść dopiero gdy usłyszę, że mnie przedstawiają. Myślałam, że usnę tam z nudów, bo zanim ten staruch skończy gadać miną wieki.
 - A oto nasza nowa uczennica, Annabel Riddle! - Zawołał Dumbledore. Jak na zawołanie uśmiechnęłam się i otworzyłam drzwi. Spojrzenia wszystkich uczniów skierowane były na mnie. Aż skręcało mnie w żołądku na tę myśl. Słyszałam szepty: "To ona? Śmierciożerczyni?!", "To TA Annabel?", "Boję się jej", "Ale śliczna". Zignorowałam świsty i szepty i podeszłam do Dumbledora. Uścisnęłam go a on wskazał mi miejsce koło siebie oraz Snape'a. Mistrz Eliksirów uśmiechnął się do mnie przyjaźnie a ja odwzajemniłam uśmiech. Prawie wszyscy uczniowie na sali byli tak zdziwieni, że aż im opadła szczęka. Uśmiechnęłam się pod nosem. I tak wam nie dam, nie myślcie o tym - pomyślałam. W tym czasie Dumbledore zarządził czas jedzenia. Na stole było pełno owoców i warzyw, różnorodne ciasta, lody, ciastka. Po skończonej kolacji przyszedł czas na przydzielenie mnie do domu. Usiadłam na stołku zdenerwowana.
 - Nie wyobrażam sobie ciebie w Gryffindorze, lecz wiem, że chłopcy z Domu Węża czują do ciebie miętę! Slytherin!- krzyknęła Tiara Przydziału, a całe męskie grono Slytherinu wstało i zaczęło klaskać. Popatrzyłam na Dumbledora, a on wskazał mi miejsce przy stole mojego nowego domu. Dwie dziewczyny, jak się potem okazało Dafne i Astoria, zajęły mi miejsce koło siebie. Były bardzo miłe, przegadałyśmy całą kolejną godzinę. Gdy ogłoszono koniec kolacji szybko wstałam od stołu i udałam się na korytarz. Już miałam skręcać na schody gdy jeden z  przystojniejszych uczniów Slytherinu podszedł do mnie.
 - Hej! Jesteś tą prawdziwą Annabel Riddle?- zapytał tleniony blondyn o cudownym uśmiechu, który zapewne powalał każdą dziewczynę. Obkręciłam się wokół własnej osi. 
- We własnej osobie - także uśmiechnęłam się leciutko.
 - Jestem Draco Malfoy, a to mój przyjaciel Blaise Zabini - dopiero teraz zauważyłam drugiego, całkiem apetycznego chłopaka. Był wysokim ciemnoskórym brunetem o ciemnych oczach, które wpatrywały się we mnie z zaciekawieniem. 
 - Moglibyście zaprowadzić mnie do dormitorium? Nie bardzo orientuję się jak poruszać się po tym zamczysku.
 Chłopcy chętnie się zgodzili, całą drogę rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Gdy dotarliśmy do dormitorium, okazało się, że mam osobny pokój i śpię sama. Moja sypialnia jest w kolorach szmaragdowo-srebrnych. Miałam w pokoju dwuosobowe łóżko, szafę naprzeciwko i dwa stoliczki po obu stronach łóżka. Byłam tak zmęczona, że od razu rzuciłam się na łóżko i pozwoliłam Morfeuszowi zabrać mnie do krainy snu...


sobota, 19 lipca 2014

0. Prolog

Jasna blondynka, o śnieżnobiałej cerze zapukała do uchylonych drzwi Salonu. W skrytce w swoim pokoju, w pudle znalazła coś co było nie do zrozumienia.  Mężczyzna który siedział w krwisto-czarnym fotelu zapraszającym gestem wskazał aby weszła. Dziewczyna wkroczyła do pokoju niepewnie  po czym bardziej zdecydowanym tonem oznajmiła:
- Znalazłam to, w pamiątkach- Podała to "coś" swojemu ojcu. Okazało się że to zwinięta karteczka na której było coś napisane, lecz ona nie rozumiała tych znaków. 
- Hmm....wydaje mi się, że udasz się na długą misję moja panno- Oznajmił uśmiechając się złośliwie, Voldemort.

-----
Jest to moje ogólnie pierwsze opowiadanie, nie mam na razie korekty, w następnych postaram się już ją zrobić. Tak samo z szablonem, będzie za niedługo. Przepraszam za jakiekolwiek błędy, stylistyczne jak i ortograficzne. Niedługo pojawi się rozdział 1 :)
PS1. Ktoś umie z was zrobić obrazek png?